A może zamiast martwić się na zapas warto spróbować choć raz na zapas zacząć się cieszyć?
Któregoś dnia przeczytałam w internecie taką właśnie myśl.
Ta myśl jednocześnie mnie rozbawiła, ale też bardzo zastanowiła. Czy faktycznie martwię się na zapas i co to właściwie znaczy, że na zapas się martwię? Dlaczego zareagowałam rozbawieniem?
Słowo zapas oznacza pewną ilość np. produktów, pieniędzy, surowców przechowywanych do czasu gdy będą potrzebne. W nieco innym znaczeniu to dużo czegoś, dużo więcej niż wymaga tego obecna sytuacja. Tyle mówi słownik PWN.
Martwię się na zapas?
Czyli przechowuję zmartwienie na czas kiedy będzie mi potrzebne?
Czyli martwię się dużo więcej niż wymaga tego obecna sytuacja?
Naprawdę tak działam?
Naprawdę?
Ta myśl mnie rozbawiła. Zrozumiałam wtedy, że martwienie się na zapas jest zupełnie w moim życiu nieprzydatne i do tego wygląda śmiesznie.
Podjęłam decyzję, że będę mieć pozytywne nastawienie.
Decyzja.
Nic więcej.
Tylko podjęłam decyzję.
Zajęło mi to na spokojnie 30 sekund.
Bez wysiłku fizycznego.
Z niewielkim wysiłkiem umysłowym.
Decyzja i co dalej?
Co to właściwie znaczy że podjęłam decyzję?
A jak jest u Ciebie z martwieniem się na zapas, czy zdarza Ci się, że tak robisz?